Ze snu wzięte
Uciekać od problemów można na sto sposobów. Dla niektórych jednym z nich jest małżeństwo. To tak, jakby ktoś zrezygnował z możliwości czucia gruntu pod nogami i skoczył do nieznanej wody. Stałym lądem są czyjeś osobiste realia życia, a wodą oderwane od nich oczekiwania.
Woda, wyglądająca z daleka na orzeźwiające wodne oczko, po zamoczeniu się w niej po uszy szybko okazuje się zupełnie inna – mulasta, zimna i zbyt rozległa. Podobnie odmienne od zastanej po ślubie rzeczywistości a motywujące do zawarcia związku jest złudzenie, że małżeństwo kobietę uszczęśliwi. Jednak osoba niespełniona i nieszczęśliwa w stanie wolnym najprawdopodobniej nie poradzi sobie z własną dotkliwą samotnością i osobistymi brakami również u boku męża. Wynika to z tego, że poczucie szczęścia zależy bardziej od podejścia do życia niż od okoliczności.
Warto już przed rozpoczęciem z kimś wspólnego życia uczyć się koncentrować na tym, co jest w relacji z partnerem, a nie na tym, czego w niej brak. Właśnie taka postawa zachęca do wydobywania z siebie tego, co najlepsze dla wspólnego życia.
Na negatywny sposób myślenia szczególnie nie są odporne osoby pielęgnujące nierealistyczne oczekiwania. Być może silnym asumptem do zawarcia związku było pragnienie uwolnienia się od czegoś, z czym sobie nie dawały rady, np. z samotnością, odrzuceniem przez otoczenie, potrzebami seksualnymi.
Wartościowym doświadczeniem jest próba zastanowienia się nad tym, jakie dwa lub trzy oczekiwania związane z przyszłym małżeństwem umie się wymienić – muszą jednak dotyczyć w podobnym stopniu i jednego, i drugiego partnera.