Boniek na Prezesa
Wybrano nareszcie nowego prezesa PZPN, zwyciężył faworyt kibiców i kobiet Zbigniew Boniek. Trzeba obligatoryjnie przyznać, że popularny w Polsce i we Włoszech Zibi to mężczyzna o nieprzeciętnej urodzie i temperamencie.
Głównym atrybutem wyglądu zewnętrznego są jakże „szarmanckie wąsy” i zawadiacki uśmiech. Mimo upływu lat zachowuje on świeżość jakby swoje najlepsze lata miał przed sobą. Zawsze jest nienagannie ubrany i umie dopasować się do każdej sytuacji. Jest to prawdziwy mężczyzna z klasą, a do tego przykładny mąż, ojciec i dziadek.
Sprawa wyborów w polskim związku piłki nożnej to temat tabu, ciągnący się miesiącami. Sama nazwa PZPN kojarzy się z wielkim politycznym bagnem, nie mówiąc już o aspekcie sportowym i odpowiedzialnością za rozwój piłki nożnej w Polsce. PZPN ma tak skalaną renomę, że trudno będzie o zmianę wizerunku. Udać to się może tylko jeżeli Zbigniew Boniek faktycznie zrobi „krwawa rewolucją”. Ponadto ze sceny piłkarskiej musi zniknąć prezes Lato.
Ciekawe co by powiedział na rządy Grzegorza Laty, Kazimierz Górski (najlepszy trener w dziejach polskiej piłki nożnej, na jego cześć nazwano stadion narodowy). Kibice swoje niezadowolenie wyrażali bardzo jednoznacznie, bo pan Lato, przechodząc ulicami Warszawy czy innych miast w Polsce, słyszał pomysłowy zbiór epitetów podsumuwujących jego zarządu np. „Kiedyś byłeś legendą a teraz jesteś sprzedajną mendą”. Poprzedni prezes napsuł wiele krwi swą bezczelnością w stosunku do piłkarzy, dziennikarzy i samych kibiców. Były to rządy monarchii absolutnej z nastawieniem na zysk materialny. Od Grzegorza Laty można się śmiało uczyć chamstwa z wykorzystaniem przysługujących ulg i przywilejów. Nawet jeżeli udowadniano prezesowi jego wpadki lub dysponowano dyskryminującymi nagraniami, to i tak Grzegorz Lato z „charyzmatycznych uśmiechem” zaprzeczał wszystkiemu i wszystkim, nawet faktom. Jednak trzeba przyznać, że prezes stworzył teatr absurdu godny mistrza sztuki, w którym grają bezwzględnie oddane mu i kierowane przez niego kukiełki – Smuda, Kręcina itd. Słynny Franz był wierny swojemu pracodawcy jak pies. Mieli oni zawsze takie samo zdanie, udzielali wywiadów w podobny sposób i promowali te same ideały.
Co do samego Franza to akurat sami kibice mogą pluć sobie w brodę. Franciszek Smuda miał czynić cuda i to jego wszyscy widzieli w roli selekcjonera reprezentacji. Odnosił on liczne sukcesy klubowe, słyną z ostrej musztry i surowej szkoły, jednakże gładko uległ Lacie, a w miarę upływu czasu rozwinęło się towarzystwo wzajemnej adoracji. Rządy Smudy w reprezentacji przyniosły wiele zawodu przede wszystkim dla fanów footballu ale i samych piłkarzy, którzy podczas Euro w Polsce zawiedli jak zawsze.
Przynajmniej Franciszek Smuda podał się do dymisji, ale przepraszać nie zamierzał, bo jak twierdzi nie ma za co. Po zakończeniu kadencji Smudy czekano z nadzieję, że Lato się podda. Nic bardziej mylnego Lato nie chciał nadal ze sceny zejść, choć w ogóle nie powinien się na niej znaleźć.
W naszej pamięci utkwiły niewybredne żarty pana prezesa, z których śmiał się zwykle sam, choć to właśnie jemu nie powinno być do śmiechu. Jak stwierdził Grzegorz Lato „nie ma dobrych bramkarzy, są tylko źle trafieni”. Ocenę tego komentarza możemy poddać różnej interpretacji, bo to może prezes został „źle trafiony”. Mamy nadzieję,że wszystko już o ustępującym prezesie zostało powiedziane i skończy się w końcu to bezkresne koło fortuny, którym kręciła jedna osoba.
A co do Zbigniewa Bońka to tak naprawdę jedna niewiadoma, ponieważ piłkarzem był znakomitym, ale już w roli selekcjonera reprezentacji mu nie wyszło.
Pożegnanie Lata nastąpiło w warszawskim hotelu Sheraton, na które działacze stawili się licznie. Na co na pewno nie mogli narzekać przy wyborze to na obsługę i poziom kulinarny dań, bo kwota jaką PZPN zapłacił za poczęstunek podczas głosowania była niezaprzeczalnie wysoka. W końcu i okazja była proporcjonalna, bo to swoista „stypa Lata”. Ludzi z PZPN-u określaliśmy dotychczas „leśnymi dziadkami”, „betonem”, czy nawet „żelbetonem”, którego nic nie rusza. Tymczasem na sali w Sheratonie rozsądek zwyciężył i zamiast lansowanego przez frakcję postpeerelowską Edwarda Potoka, który miał olbrzymie kłopoty z odczytaniem przygotowanego mu wystąpienia, wybrali rozwój i reformy. Już słyszymy krytykę, że z sukcesu Bońka cieszyli się ci sami ludzie, którzy przed czterema laty fetowali triumf Grzegorza Laty. Dotyczy to zwłaszcza Kazimierza Grenia. A cóż to, szefowi piłki na Rzeszowszczyźnie nie należy się druga szansa, nie może naprawić swego błędu, jakim było popieranie Laty?! Greniowi należą się słowa uznania.
Oto osiągnięcia Bońka:
– 80 występów i 24 gole w reprezentacji Polski; trzykrotnie udział w finałach Mundialu – w Argentynie (1978), Hiszpanii (1982) i Meksyku (1986)
– 1979 – wybrany do drużyny „reszty świata” na mecz z mistrzem świata Argentyną,
– 1982 – Brązowy medal mistrzostw świata w Hiszpanii,
– 1982 – Wybrany do drużyny gwiazd Mistrzostw Świata,
– 1984 – Puchar Zdobywców Pucharów (Juventus),
– 1984 – Superpuchar Europy (Juventus),
– 1985 – Pucharu Europy (Juventus),
– 1986 – wybrany do drużyny „reszty świata” na mecz z Francją (pożegnalny występ Michela Platiniego).
– Od 18 czerwca 2007 członek Rady Nadzorczej nowo utworzonego Klubu Sportowego Widzew Łódź SA.
– 2004 – Pelé umieścił go na liście FIFA 100.
– W październiku 2008 r., kandydował bez powodzenia na fotel prezesa PZPN.
– W październiku 2012 r. zastąpił na stanowisku prezesa PZPN Grzegorza Lato.
Boniek sam o sobie mówi, że czuwa nad nim opatrzność „Myślę, że mam dobre notowania u Boga. Kilka razy w życiu otrzymałem na to dowody…”. Przypomnijmy sobie wywiad, jakiego udzielił obecny prezes.
– Został zapytany o wiarę, jego odpowiedź była następująca:
Oczywiście. Jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, podobnie jak większość Polaków.
– Następnie zapytano o to czy fakt, iż jest katolikiem pomógł mu w życiu i czy sprzyjał rozwojowi kariery sportowej. Odpowiedź była następująca:
Powiem szczerze, nie lubię mówić o swoich przekonaniach, odczuciach. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi może to ciekawić, ale nie potrafię się obnosić z tym, że wierzę w Boga. Po prostu, wierzę i koniec, kropka.
– Kolejne pytanie dotyczyło tego jak przedstawiała się kwestia wiary w drużynach piłkarskich, w których występował. Odpowiedź:
Grałem w kilku klubach oraz w reprezentacji Polski i różnie z tym było. Na przykład we włoskim Juventusie, co niedzielę o godzinie dziewiątej rano, w hotelu, w którym przebywaliśmy na zgrupowaniu, odbywała się krótka Msza święta. Kto chciał, mógł w niej uczestniczyć. Nie było żadnego przymusu, żadnej presji. I na modlitwę przychodziło po pięć, sześć osób. Niektórzy przyjmowali Komunię. Traktowano to jako prywatną sprawę każdego zawodnika. Nigdy nie rozmawialiśmy na temat wiary, Boga. Uważam, że w wielu przypadkach sportowcy robiąc znak krzyża wykonują tylko gest. Nie wiem, czy to siła przyzwyczajenia, czy rzeczywiście wyraz wiary. Nie chcę mówić za kogoś, aleja będąc na boisku zawsze myślałem tylko o grze, o niczym innym. Myślę, że mam dobre układy z Górą, mam dobre notowania u Boga. Kilka razy w życiu otrzymałem na to dowody. Zdarzył mi się na przykład w Polsce straszny wypadek samochodowy, w którym auto zostało doszczętnie rozbite, a mnie nic się nie stało. Wyszedłem z kraksy bez szwanku. Nie wiem, czy czuwała nade mną Opatrzność Boska, ale jest faktem, że po tym wszystkim poszedłem później do kościoła i zapaliłem świeczkę. Nie chcę już więcej na ten temat mówić…
– Następnie przypomiano, że przez wiele lat we Włoszech był pan bliżej Ojca Świętego…Odpowiedź:
Jestem Polakiem, który nadal mieszka we Włoszech i muszę przyznać, że darzę Papieża najwyższym szacunkiem. Kiedy grałem w piłkę, to w Italii zawsze mnie kojarzono z Janem Pawłem II i mówiono, że jesteśmy dwoma najbardziej znanymi ludźmi z Polski. Był to dla mnie ogromny zaszczyt, że wymieniano moje nazwisko obok tak wielkiej postaci, jaką jest Papież. Kilka razy byłem na audiencji u Ojca Świętego, przyjmował mnie nawet prywatnie. Jestem z tego niezmiernie dumny. Często, kiedy wracam do Rzymu, staram się przejść po Placu Świętego Piotra, lubię popatrzeć na mury Watykanu. Do dziś dokładnie pamiętam konklawe, kiedy kardynała Karola Wojtyłę wybrano na Papieża. Pamiętam ten dreszczyk, gdy ogłoszono nazwisko naszego wielkiego rodaka. Byłem jeszcze wtedy w Polsce, w tym komunistycznym kraju, w którym partyjni bonzowie po cichu chrzcili swoje dzieci i po kryjomu chodzili na Mszę.
Z tego wynika, że Boniek to naprawdę porządny działacz, przykładny mąż, szlachetny człowiek, który nie wstydzi się swojej wiary, że wyznaje katolickie wartości, więc w PZPNie nadszedł czas na porządny porządek..