Coraz bliżej życia
Tym razem chcieliśmy się oderwać. Przyszła chęć posmakować chińszczyzny. Takiej w kartoniku, pałeczkami, np. makaron z kurczakiem i warzywami. Ale wszystko wyszło nie tak, wyszło na wspak. Opakowanie nie takie i plastikowe widelce zamiast pałeczek. No fuj. Przyszło jedynie pocieszyć się dobrym kinem, a okazja trafiła się niespotykana, bo w udziale przypadł nam seans filmu, którego premiera w naszym kraju nadejdzie w drugiej połowie stycznia. Także czas na wrażenia a te były dużo lepsze niż po nieudanej kolacji.
W uczuciach wytwarzał się popłoch, w myślach zamęt. Właściwie, mówiąc szczerze to ja nie do końca wiem, w jaki sposób należałoby sklasyfikować ten film? Myślę, że wynika to z faktu, że cienka i niewyraźna jest granica między sztuką a życiem. I być może to jest największą wartością filmu braci Paolo i Vittorio Taviani. W Cezar musi umrzeć odkrywają, co kryje się pod powłoką sztuki. Pokazują jej bezdenne piękno, mądrość i straszliwą walkę, która rozgrywa się w momencie przejścia, momencie odkrywania znaczeń.
Padły ostatnie słowa, na chwilę zapadło przygniatające milczenie, ale szybko rozległy się gromkie brawa. Więźniowie dokonali czegoś niezwykłego. Na ich twarzach można było dostrzec satysfakcje i poczucie wartości tego, czego się dokonało. A dla nich znaczyło to wiele.
Rebibbia to słynna rzymska placówka więzienna, w której swoje wyroki odsiadują przestępcy najwyższego kalibru. Obciążeni wieloletnimi wyrokami, dostają możliwość odkrycia „zabawy” w teatr i wystawienia szekspirowskiej sztuki Juliusz Cezar. Sztuki o honorze, zdradzie i lojalności, a więc o wartościach tak charakterystycznych dla przestępczego świata. Po kolei przedzierają się przez casting, zapoznają się z tekstem, próbują, szukają najlepszych rozwiązań, coraz mocniej wchodzą w rolę i w końcu doświadczają oczekiwanej chwili zaprezentowania efektów swojej kilkumiesięcznej pracy.
Dla filmu wyjątkowo istotne jest przejście od naiwnego spoglądania w tekst, do totalnego zjednoczenia się z granymi postaciami. Więźniowie stopniowo dostrzegają, jak wiele wspólnego z ich życiem ma tekst sztuki. Tym momentom towarzyszy niezwykła emocjonalna siła. Sztuka wkracza w ich życie, a życie w sztukę. Pierwsze i drugie rodzi się we wzajemnym współistnieniu. To odkrywa widz, który uświadamia sobie, że uczestniczy w czymś więcej niż pokazie filmowym.
W tym filmie nie ma fałszu – miejsce jest prawdziwe i więźniowie są prawdziwi, a to rodzi dalsze konsekwencje. Dla skazańców z dnia na dzień zmienia się wszystko. Pojawił się wysiłek wolny od obłudy, uczonej we wszystkich szkołach aktorskich. Wszelka nauka tego fachu zdaje się być zbędna, to raczej zabytek. Ich gra nie była sparszywiała i zarażona myślą innych. To raczej proces zmiany, który dokonał się w ich oczach – nowy błysk, nowe postrzeganie.
Szczególną uwagę zwraca Salvatore Striano, któremu w sztuce powierzono rolę Brutusa. Już od pierwszej sceny czuć jego niesamowitą siłę przyciągania. Nie tyle stał się aktorem, co aktorstwu został ofiarowany. W każdym jego geście, spojrzeniu skrywają się olbrzymie emocje. Talent, który odkrywa się w tak nieoczekiwanym momencie w życiu.
Przedsięwzięcie, w którym bohaterowie wzięli udział stało się przestrzenią ich łaski w otchłani przekleństwa i zbrodni. To angażuje i fascynuje widza. Ponadto dokonuje się w tym filmie swoista transgresja, bo w momencie śmierci roli, rodzi się sztuka. W ten sposób dzieło braci Taviani staje się pytaniem o znaczenie sztuki. Dla więźniów z kolei świadomością, że najcenniejsze w życiu są te chwile, które pozwalają zapomnieć, wyrwać się z potrzasku. Gdy nastąpi finał pojawia się prawdziwy ból i tęsknota za wolnością, za życiem.