Powrót do smutku
Strata najlepszego przyjaciela w osobie współmałżonka to odczuwanie wokół ziejącej pustki.
Brakuje przede wszystkim obecności ukochanego i rozmów z nim, a także jego bliskości, zapachu, głosu, dziwactw i charakterystycznych zwyczajów. Rozmowa o tym wszystkim, co się straciło, może wprawiać w zakłopotanie, a bólu nie da się wysłowić. Prawdziwe kłopoty mogą się jednak pojawić wtedy, gdy ktoś uznaje, ze musi maskować swoje uczucia.
Zdarza się nieraz, że zszokowanej i zrozpaczonej osobie wydaje się, że nie ma czasu na własny smutek. Jest kompletnie zdezorientowana tym, co się stało i skupia się raczej na udzielaniu wsparcia innym, także pogrążonym w smutku członkom rodziny – o zatroszczeniu się o własne uczucia jednak zapomina. Po upływie lat okazuje się, że coś jest nie tak. Wstrząs, zaprzeczanie faktom, gniew i poczucie winy nie ustępują miejsca naturalnej tęsknocie ani wspomnieniom o zmarłym. Co się okazuje? Choć ktoś cieszył się, że może innym pomóc, to przecież on sam także bardzo potrzebował pomocy, zwłaszcza jako partner zmarłego. Jedna z osób, która świadomie trzymały swe uczucia na wodzy, nie dając im ujścia, wyznała:
Kiedy ja potrzebowałam – i nadal potrzebuję! – wsparcia, to odnoszę wrażenie, że nie mam do kogo się zwrócić. Wszystkim naokoło pomagałam i uważałam, że właśnie tego ode mnie by oczekiwali. Krępuje mnie teraz danie im do zrozumienia, że tak naprawdę sama bardzo nadal potrzebuję pomocy.
Aby pozwolić swojemu sercu się uleczyć, stwórz sobie możliwości swobodnego przeżycia smutku, wypłakania się i zatroszcz się o własne emocje nie mniej jak o cudze.