Ksiądz po kolędzie
Jeżeli Polska to chrześcijańskie przedmurze Europy, to czemu coraz mniej osób przyjmuje „Księdza po kolędzie”. Kolęda to naturalny obowiązek każdego katolika, jednakże nie każdy czuje się zobowiązany. Można tłumaczyć się nadgodzinami w pracy i ogólnie brakiem czasu, lecz przyczyna leży dużo głębiej – w naszych sercach.
Życie kapłana nie jest usłane różami. Przyjemne na pozór chodzenie po kolędzie i zbieranie datków „co łaska” może rodzić konflikty. Księdzu, który raz po raz odbija się od zamkniętych drzwi swoich parafian, również mogą puścić nerwy. Termin kolęda wywodzi się najprawdopodobniej od łacińskiego calendae [wym. kalende] i oznaczał w dosłownym tłumaczeniu 'pierwszy dzień miesiąca’. Dawni Słowianie nazywali tak pierwszy dzień roku (pierwotnie utożsamianym ze świętem przypadającym na przesilenie zimowe), a także noworoczny upominek. Następnie obyczaj ten przeniesiono wyłącznie na święto Narodzenia Pańskiego, a z czasem kolęda zaczęła oznaczać 'wizytę księdza w domu’, 'pieśń bożonarodzeniową’ i 'obrzęd ludowy związany z chodzeniem po domach’. We współczesnych językach słowiańskich znaczenie ewoluowało, przechodząc od określenia Bożego Narodzenia do jego świętowania, śpiewania pieśni z nim związanych i wreszcie do określenia samej pieśni. Obrzędy ludowe powiązane z okresem Bożego Narodzenia w języku polskim nazywane są kolędowaniem lub po prostu kolędą. Z drugiej strony zarobki księży to gorący temat. Według raportu KAI ci w ubogich parafiach zarabiają 1300 zł brutto, ale z zamożniejszych nawet kilka razy więcej. Księża zazwyczaj nie chcą rozmawiać na temat pieniędzy.