Śladami afrodyzjaków
Dlaczego uważa się, że kolebką miłości jest Daleki Wschód? Czy z powodu żeń-szenia? Przecież w każdej stronie świata stosowano jakieś metody zapewniające zwiększenie seksualnych doznań.
Podobno to pigwę, nie jabłko, wąż podał Ewie w Edenie. Mitologiczna Afrodyta sięgała po ambrozję – potrawę z kaszy jaglanej i miodu, wcale nie mitologiczną. Cesarze chińscy pili nalewkę z korzenia żeń-szenia i dzięki temu zaspokajali setki nałożnic. A na Węgrzech, mężczyźni „doładowują się” jedząc grzebienie kogutów. Szejk Nefzawi – autor dzieła „Aromatyczny ogród” pisał, że jedzenie żółtek jaj daje silny bodziec do miłosnych figli. W arabskiej księdze „Ogród rozkoszy” przeczytamy, że słynny kochanek Abdulei Heloukh przez 30 dni miał nieustającą erekcję, ponieważ objadał się cebulami. Czekolada była już znana na dworze azteckiego wodza Montezumy, który dziennie pił 50 szklanek tego napoju, aby zaspokoić 600 odalisek ze swego haremu. Madame Pompadour – słynna kochanka króla Francji uważała, że picie soku z marchwi zapewnia intensywne przeżywanie miłosnych rozkoszy. Napojem z lubczyku książę Bogusław Radziwiłł częstował białogłowy, aby je potem łatwiej mógł zawieść do alkowy. Don Juan na śniadanie spożywał 50 ostryg i omlet z jaj z ogromną ilością ziół i przypraw, głównie z bazylią, lubczykiem i czosnkiem. Nawet papież Jana XXI podpowiadał: „Nasienie lnu zmieszane z pieprzem i dawane do spożycia silnie pobudza do miłosnych rozkoszy”. W średniowieczu gorczycę uważano za tak podniecający środek, że zakonnikom zabraniano musztardy, którą robiono z jej ziaren.
Jak widać, od początku świata do dnia dzisiejszego, człowiek potrzebuje miłości zmysłowej i pragnie intensywnych doznań z nią związanych. Nie wystarcza trzymanie się za ręce.