Babie lato – najpiękniejszy czas w roku
Jestem zwolenniczką jesiennych klimatów. Może z racji wieku, a na pewno z powodu kolorów oraz spokoju jaki z sobą niesie. I pierwszej miłości.
Drzewa ubierają się w kolorowe szaty, ale pastelowe, żadnych krzykliwych. Żółcie, brązy, zgniła zieleń, czerwień przygasła, brudny róż. Leniwie wstający mglisty poranek. Krople rosy błyszczące w trawie. Potem spokój w promieniach słońca, także pastelowego. Wiatr niosący pajączki babiego lata, którego srebrne nitki przysiadają na włosach, też już delikatnie posrebrzonych.
Dym palonych ognisk, kojarzący się z pieczeniem ziemniaków na kartoflisku, o zachodzie słońca. Gitara, jedna butelka wina na osiem osób (naruszony w tajemnicy balon babci, a potem, za karę, zakaz wstępu na strych) i wspólne śpiewanie; „Hej tam pod lasem, coś błyszczy z dala…Och jak bardzo cię kocham….Gdy wrócę z wojska….” Ukradkowe uściski dłoni, przytulenia, skradzione całusy, czułe szepty. Korale z jarzębiny. Strzelające w płomieniach kasztany. Zapach wilgoci – pocałunek nadchodzącej nocy. Senne marzenia o niebieskich oczach.
Tęsknota za minionym czasem? Nie, to nie to! To bardzo miłe wspomnienia. Pierwsza miłość, spacery przy księżycu. Jego włosy też już pobielił jesienny szron.