Dosprzedaż w stylu glamour
I o to nadszedł ten dzień, kiedy postanowiłaś za radą kolorowych magazynów i poradników kobiecych zrobić „coś dla siebie”. W swój pękający od nadmiaru spotkań i zadań kalendarz wcisnęłaś niczym w przyciasny gorset wizytę w u fryzjera lub kosmetyczki. Miła Pani bądź Pan zaprasza cię „na fotel”, zajmuje się tobą, bywa że parzy kawę… robi się miło i przyjemnie.
Do czasu. Czar pryska niczym mydlana bańka kiedy ów Pan, lub Pani rozpoczyna swą tyradę. Rozpływania się nad dobroczynnym wpływem „szamponików” i „kremików” nie ma końca. Akurat mają takie w salonie, i akurat właśnie ta marka jest najlepsza. A że drogie? No cóż w końcu to profesjonalny kosmetyk, bo kupiony w salonie.
Jeśli nie uda się namówić cię da kupna produktów, zawsze można jeszcze dosprzedać ci dodatkową usługę. I w ten sposób dowiadujesz się, że potrzebujesz zabiegu, którego nazwy nawet nie potrafisz powtórzyć, najlepiej w serii, aby uzyskać optymalny efekt. Cena tej serii nawet po „specjalnym rabacie dla stałych Klientek” przyprawia cię o zawrót głowy i sprawia, że kawa przestaje smakować. Nie możesz uciekać: powstrzymuje Cię farba na głowie lub zastygająca właśnie maska na twarzy. Próbujesz więc odkopać wszystkie swoje zasoby asertywności i grzecznie odmawiać kolejnym propozycjom, ewentualnie rozpaczliwie szukasz w głowie kolejnych tłumaczeń, które pozwolą ci nie zostawić całej pensji w tym przybytku piękna.
W drugiej opcji godzisz się na kupno, nie wiadomo tylko czy z potrzeby czy z braku pomysłu na kolejne wymówki. Opłacasz to nie tylko ciężko zarobionymi pieniędzmi, ale i wyrzutami sumienia po wyjściu. Zastanawiasz się czy kolejnej „odrobiny przyjemności” nie zaserwować sobie w zaciszu własnej łazienki?