Plotki przy kawie. Niezgodność charakterów

(fot. gazeta.pl)
Rozmowa zaczęła się, nie wiadomo dlaczego, od rozwodu Michała Wiśniewskiego. I nie chodziło o powód, ale o fakt, że to już nie pierwszy raz. Czy ostatni? Nie to stało się jednak głównym tematem. Bardzo często, jako przyczyna rozkładu małżeństwa, podawana jest – niezgodność charakterów. W naszym kawowym gronie zawrzało jak w ulu. Padło pytanie – co to jest ta niezgodność?
To psychiczne zróżnicowanie jest pojęciem szerokim i właściwie można pod nie podpiąć dosłownie wszystko. Od oglądania różnych gatunków filmów, do kłótni o wydatki, na zbędne, według partnera, cele. Więź psychiczna dla jednych koncentruje się na dawaniu, dla innych tylko na braniu, nie koniecznie o rzeczy materialne chodzi. Ktoś lubi słuchać, że jest kochany i miły, ale sam nie chce, albo nie potrafi wyrazić słowem nawet podziękowania, bo jemu należy się i już. Inna osoba, w imię miłości, oddana bez granic i dogadzająca na wszelkie sposoby partnerowi, nie myśli wcale o sobie.
Wspólne zainteresowania, wspólna praca, to także czynniki jednoczące, ale mogące dzielić, w zależności od zaangażowania drugiej strony. I jak na początku było fajnie, tak z czasem, obie strony zaczynają dostrzegać minusy takich sytuacji. Albo stają się nią znudzeni. Spotykają na swojej drodze kogoś zupełnie odmiennego i zafascynowani uważają, że to teraz spotkali tę właściwą osobę. Z poprzednim partnerem rozwodzą się i z radością wkraczają na nową drogę życia. Zdarza się, że historia się powtórzy i szczęście blednie, albo staje się mniej atrakcyjne niż zakładano. Pamięć wraca do poprzedniej miłości, do wspomnień i w końcu stwierdza, że tamta dawniejsza była w sumie lepsza, bo było chociaż o czym ciekawie porozmawiać. Tylko jeden wspólny punkt, ale jakże ważny, który może zaważyć na decyzjach, podejmowanych czasem zbyt pochopnie.
Bez poszukania choćby pojedynczego pozytywu w związku nie powinno się go przekreślać. Bo czy następny wytrzyma próbę czasu? Można zjeść beczkę soli i nie poznać drugiego człowieka. Może lepiej nie jeść soli, bo niezdrowa, tylko poznać siebie i zastanowić się; czy nasze oczekiwania nie są zbyt wygórowane, co my wnosimy do związku?
Padła propozycja – dziesięć minut dla siebie każdego dnia, taka „psychoanaliza na co dzień”. Znając i rozumiejąc własne uczucia, łatwiej będzie zrozumieć drugiego człowieka. Tylko jeden warunek jest konieczny w takich rozmyślaniach, uczciwość wobec siebie. Ostateczny wniosek wykluł się niejako sam; najważniejsza jest umiejętność wczuwania się w myśli partnera, czyli uznania, że on też jest istotą myśląca i czującą.